Wyjdzie na to, że uczepiliśmy się warszawskiej skarpy wiślanej jak pijany płotu, ale kolejny zakamarek, który chcemy zaprezentować też jest na niej umiejscowiony, dodatkowo zaprojektowany przez tego samego architekta co Czerwony Pałac Branickich, czyli Leandra Marconiego. A jest nim neorenesansowy Pałac Zamoyskich przy ulicy Foksal.

Zespół pałacowy wyróżnia się rozłożystością oraz cudowną kolorystyką, gdzie jasnokremowe boniowania i dekoracje stanowią obramowania dla stonowanego oranżu ścian. Pałac Zamoyskich wybudowano na terenie dawnego ogrodu rozrywkowego wzorowanego na parku w londyńskiej dzielnicy Vauxhall, który w spolszczonej wersji dał miano tutejszej ulicy – Foksal, a w rosyjskiej nazwę na dworzec kolejowy „wakzal”.
Właśnie stąd (ogrody Foksal) w maju 1789 roku Francuz, Jean-Pierre Blanchard, wystartował w pierwszy w Polsce lot balonem. Dodajmy udany i zakończony lądowaniem na ówcześnie podwarszawskiej Białołęce. Pozwolimy sobie na odrobinę prywaty, w zeszłym roku, również w Warszawie tylko po drugiej stronie Wisły w pobliżu Stadionu Narodowego, pierwszy raz unieśliśmy się w powietrze na kilkanaście metrów w gondoli. Lotem tego nie można nazwać, bo balon był na uwięzi, ale zawsze coś 😉
Zostańmy na chwilę dłużej na ulicy Foksal, choć krótka to przeobfita w liczne zakamarki. Wybraliśmy z tego zbioru pereł architektonicznych kamienicę pod numerem 17. Zbudowana z żółtej cegły klinkierowej w duchu neogotyku pod koniec XIX wieku jak siedziba Warszawskiego Towarzystwa Wioślarskiego (WTW), co podkreśla alegoryczna rzeźba dłuta Hipolita Malczewskiego, gdzie kobieta osłaniająca dwójkę dzieci ma symbolizować rzekę Wisłę i chroniących się przy niej Polaków, co w kontekście zaborów miało zakonspirowany, ale wyraźnie patriotyczny przekaz.

Niestety zdjęcie nie oddaje całej maestrii neogotyckiej elewacji tej kamiennicy. Gargulce i maszkarony umieszczone na niej mogą śmiało stanowić scenografię dla niskobudżetowej ekranizacji „Dzwonnika z Notre-Dame”. Ozdobniki te drobne (trójlistne płaskorzeźby, kolumienki, herb WTW, czyli syrenka na tle skrzyżowanych wioseł) i te duże (wieżyczkowy wykusz, ostrołukowe nisze) rekompensują bacznemu obserwatorowi stanie dłuższą chwilę na chodniku z zadartą do góry głową.
Ostatnim zakamarkiem zamykającym ten minicykl, będzie uroczy zaułek, który odnaleźliśmy między Brzozową a Jezuicką na staromiejskim odcinku skarpy wiślanej. Arkadowe bramy między kamienicami plus brukowane podwórko to powojenna rekonstrukcja dawnej ulicy… Dawnej.

Ta uliczka, idealna na urozmaicenie romantycznego spaceru po Starówce, była kiedyś dla mieszkańców starej Warszawy skrótem do… wysypiska śmieci, czyli Góry Gnojnej 😉
Piękny ten pałac. Chcem. Tam. Jechać. 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
👍
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Uwielbiam skarpę warszawską, to najładniejsza i najciekawsza część Warszawy. No i można tu na chwilę zapomnieć, że jest się na płaskim jak deska Mazowszu.
PolubieniePolubione przez 3 ludzi
Rzeczywiście, niewiele tych zadr wystaje znad mazowieckiej stolnicy – skarpa wiślana, kampinoskie wydmy, na palcach jednej ręki policzysz. Zostają jeszcze „górki” po wysypiskach oraz pagórki po grodziskach i szańcach. Pozdrawiamy jak zawsze serdecznie 🙂
PolubieniePolubienie
Skarpa jest IMO genius loci Warszawy. Dzięki skarpie Warszawa powstała. A dziś jest zbiorem tak ciekawych miejsc, że głowa mała. Jeśli ktoś z moich znajomych odwiedza Warszawę to najpierw przepędzam ich od Mariensztatu do domków fińskich. 😉
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Niezła marszruta 😉 . „Genius loci” – piękna i trafna uwaga. Pozdrawiamy serdecznie.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Warto czasem spojrzeć na otoczenie z nieco innej – perspektywy. Domek fiński R. Kapuścińskiego – wywołał u mnie „szok minimalistyczny”. Turystyka kulturowa to turystyka ożywionej historii. Zaś historia np. martyrologii narodów – często „wyrzucana” jest poza margines, ze względu na popularny współcześnie model idealizacji i afirmacji życia. Dlatego cenić szczególnie należy rzetelnych turystów dziedzictwa kulturowego, bo analizują miejca z szerokiej perpektywy historycznej – czasem mniej popularne, bolesne, i niejako z bekstejdżu dziejowego panopticum. Peofesjonalizm! Tu mowa o Was – oczywiście. Pzdr.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Dziękujemy kolejny raz za ukazanie szerszej perspektywę. Jesteśmy pluralistami turystycznymi – każdy orze, jak może – my wybraliśmy taką formę krajoznawczą i uprawiamy ją na swoim poletku, inni mogą obrać własną ścieżkę bądź skorzystać z gotowców, których nie brakuje w przewodnikach, „must see-nach”, relacjach influencerów. Jest w czym wybierać. I bardzo dobrze.
My lubimy nisze, pogranicza, zakamarki i zaścianki, zgodnie z radą Onufrego Zagłoby „nie lubię tłoku, bo gorąco, a jak gorąco, to nic po mnie” 🙂
Pozdrawiamy serdecznie.
PolubieniePolubione przez 3 ludzi