Efektem ubocznym ręcznego odchwaszczania, czyli tzw. pielenia mogą być archeowykopki: niespodziewane znaleziska na prywatnych stanowiskach archeologicznych, które nie są zewidencjonowane przez żadnego wojewódzkiego konserwatora zabytków. Bo któż może spodziewać się wygrzebania wśród rabatek, redlin, czy innych grządek artefaktów z bliższej bądź dalekiej przeszłości. A jednak tak może się zdarzyć, więc miejmy oczy szeroko otwarte, gdy podczas prozaicznego wyrywania z korzeniami bogatego portfolio chwastów polnych w nasze zabrudzone ręce wpadnie zdewaluowany odprysk wielkiej Historii.

Na zdjęciu prezentujemy dwa przykłady takich skarbów odnalezionych ostatnio w trakcie rozprawiania się z czarnymi charakterami (perz, komosa, koniczyna, mniszek, mlecz, chwastnica et consortes) – metalowa plomba urzędnicza oraz kamienna płytka domina.
Pierwszy artefakt przypomina kształtem kapsel ma awersie polskie godło obowiązujące w latach 1919-1927 oraz inicjały – dużą literę M, druga niestety jest nieczytelna. Po tych szczątkowych informacjach można wnioskować, że jest to około stuletnia plomba któregoś z przedwojennych ministerstw, zabezpieczająca np. jakieś dokumenty urzędnicze. Na rewersie wyryty jest numer ewidencyjny 1997.
Płytka domina tradycyjnie przedzielona jest na dwa kwadratowe pola, na których wyryte zostały odpowiednio jedno i trzy oczka. Zaskoczeniem dla nas materiał, z którego była wykonany ten kafelek – wygładzony kamień o zaokrąglonych kątach. Dawniej domino jak i inne elementy gier planszowo-hazardowych wykonywano z organicznych materiałów: z kości zwierzęcych i poroża, współcześnie z plastiku bądź z drewna. Ale kamienne domino zostanie dla nas zagadką, chyba, że ktoś z naszych Czytelników, ma jakieś swoje własne pomysły na temat pochodzenia takiego znaleziska.

Oczywiście nasze skarby mają niewielką wartość materialną, co innego gdybyśmy odkryli ważny dokument zabezpieczony odnalezioną plombą bądź cały zestaw kamiennego domino, a tak mamy satysfakcję „kieszonkowego” odkrywcy oraz następne eksponaty do kolekcji.
Moim zdaniem znaleziska są fantastyczne. Gdybym miała ogródek, natychmiast pobiegłabym go z zapałem pielić.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tak, pielenie ma coś w sobie z mitologii greckiej – synteza syzyfowej pracy z odrąbywaniem odrastających głów Hydry 😉
Jak będzie okazja, to pochwalimy się innymi znaleziskami.
Pozdrawiamy 🙂
PolubieniePolubione przez 3 ludzi
Kiedyś wykopałem trzy naboje i przerdzewiałą, przednią lampę od motocykla. Moc radości była.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Super, w swojej kolekcji mamy kilka wykopanych łusek, ale części od pojazdów jeszcze przed nami. Kłaniamy się nisko 🙂
PolubieniePolubienie
Naboje miały resztkę prochu . Jak podsechł było mnóstwo frajdy 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Bardzo użyteczne znaleziska, można powiedzieć, że dałeś im drugie życie 💥
PolubieniePolubienie
Mam ambiwalentne podejście do prac ogrodowych. W młodości nie lubiłem ich i była to rzeczywiście syzyfowa praca dla mnie, ale też kontakt z ziemią pozwalał się odstresować i mimo całej początkowej niechęci, zawsze pozostawała satysfakcja z pracy. I teraz, jak jestem nabuzowany negatywną energią to chętnie poszedłbym przekopać ogródek, ale już go nie mam…
Od strony archeologicznej, to choć nie udało mi się znaleźć żadnego cennego artefaktu, to wiem, że znalezienie choćby drobiazgu, ale samodzielnie (lub w bliskim zespole) to przede wszystkim nowa opowieść, coś osobistego, jak laurka od dziecka, która ma wartość właśnie dlatego, że łączy mnie i bliskie mi osoby, przestrzenie…
Zatem jak najwięcej takich skarbów życzę i pozdrawiam! 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dzięki za świadectwo. W sumie ogród to w sensie biblijnym miejsce spotkania człowieka z Bogiem i dalszych perypetii prarodziców. Więc w jakimś stopniu tęsknotę za Edenem („przecież stamtąd wyszliśmy”) mamy wszczepioną głęboko w podświadomości i nawet alergie wziewne, ryzyko odcisków na palcach i niezmywalnego brudu za paznokciami, czy brak własnego poletka tego nie zmieni 😉
Pozdrawiamy serdecznie 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Gratulacje!
Sukcesem jest nie tyle wykopanie „czegoś” z ziemi, ile świadomość tego, „co” się wykopało. Dopiero rozpoznanie, określenie pierwotnej funkcji i ewentualnie wydatowanie znalezionego przedmiotu, nadaje „wykopalisku” sens. Tę zaś pracę wykonaliście po mistrzowsku! Życzę dalszych ekscytujących znalezisk i wspaniałych plonów z odchwaszczonego ogrodu 🙂
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Dziękujemy. W interpretacji znaleziska łatwo przeszarżować zwłaszcza w przypadku takich amatorów jak my, ale są jeszcze fora dla „kopaczy” i tam można szukać wskazówek.
Do niektórych zbiorów konieczne będą kolejne pielenia, więc może złowimy coś bonusowo 😉
My zaś życzymy owocnych wyjazdów służbowych i nie tylko 🙂
PolubieniePolubienie
Niby takie drobiazgi w sumie, ale dla mnie to coś niesamowitego – nigdy nie wiadomo, na co trafisz 🙂
Podobna sytuacja , na większą skalę, miała miejsce w okolicach Helu. Przypadkiem natrafili na leżący wodzie, gigantycznych rozmiarów sowiecki niewypał z II wojny. Leżał sobie cicho kilkadziesiąt lat tuż przy tamtejszym molo…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
A ja wykopałam przy „głębszym” pieleniu tylko własny srebrny widelec zagubiony 10 lat temu! Jak tam doszedł i wszedł kompletnie nie pamiętam. Żyję nadzieją, że coś mi się jeszcze trafi. Obfitych wykopków życzę.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Nic w przyrodzie nie ginie 😉 Pozdrawiamy 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba